Wielka Sobota w Kościele NPNMP w Busku-ZdrojuW Wielką Sobotę gospodynie miały dużo pracy, podobnie jak gospodarze. Babska to rzecz przygotowywać święcone. Na południe musiało być gotowe. Od świtu wszyscy się krzątali. Gospodynie z córkami zamykały się w izbie i piekły baby. A te musiały być ogromne, doskonale wyrośnięte, pulchne i lukrowane.Dodano: 2014-04-19, 2024-02-18 , zródło: Ponidzie.TV Odslon: 4174 |
Najważniejsze, żeby żaden mężczyzna nie otworzył drzwi, kiedy ciasto rośnie. Przeciąg mógłby je zawiać i spowodować, że opadnie. Strata byłaby wielka: garniec najlepszej mąki, kopa jaj, dwie kwaterki tłustej śmietanki, niemało cukru, rodzynek, masła i wanilii. Dzieża pełna lśniącego ciasta stała w cieple starannie opatulona lnianym obrusem. Minęło sporo czasu zanim gospodyni uznała, że ciasto można nakładać do foremek, do ponownego wyrośnięcia. Na koniec dwanaście razy nakłuła każdą babę palcem i wsuwała do ciepłego pieca. Najładniejsza baba będzie na święcone.
Gdy ciasto rosło, dziewczęta krasiły jajka. Na piecu w jednym garnku gotowały się łupiny od cebuli, w drugim młode żyto, w trzecim "brezylia" korzeń farbiarski o głębokim granatowym odcieniu, w jeszcze innym kora dębowa. Dziewczęta zasiadały przy okienku, stawiały przed sobą czarkę roztopionego wosku. Każda trzymała w ręce ostro zastrugany patyczek i maczając go w soku, pokrywała powierzchnię jajka we wzór, jakiego nauczyła ją matka i babka. Dodawały też coś od siebie. Dziewczyna pokryła jajo woskiem pierwszy raz i zanurzała w żółtym barwniku. Po wyschnięciu pokrywała woskiem to, co miało pozostać żółte i wkładała jajko do garnuszka z innym kolorem. I tak wiele razy, aż otrzymała taki wzór, o jakim myślała. Wreszcie lekko natłuszczała skorupkę, by nadać jej połysk. W Wielkanoc nie mogło zabraknąć jaj, symbolu życia.
Baby
prawie gotowe, pisanki też, trzeba było jeszcze przygotować "paskę".
Wypiekano ją z razowej mąki pszennej, żytniej lub gryczanej. Pulchność
brała się częściowo z drożdży, a częściowo z zakwasu. Smarowano ją po
wierzchu słoniną i ozdabiano krzyżem z ciasta. Paska była smaczniejsza,
jeśli gospodyni dodawała do niej szafranu, imbiru lub liści bobkowych.
Kiedy gospodyni piekła paskę, gospodarzowi nie wolno było zaglądać do
dzieży ani tym bardziej do pieca, żeby mu wąsy nie posiwiały.
Gospodarz
w Wielką Sobotę też miał sporo pracy. Musiał dać zwierzętom domowym
świeżą podściółkę, urżnąć sieczki na trzy dni, narwać królikom trawy a
wieprzkom pokrzyw.
Do zwyczajów tego dnia należał pogrzeb
żuru, zupy, którą jadano niemal codziennie przez ostatnich 45 dni. Już
wszystkim zbrzydła. Bywało, że któryś z chłopaków przynosił skopek z
resztką starego żuru, nawrzucał do niego gnoju i szedł z tym paskudztwem
na wieś. Biada chałupie, w której młode panny właśnie krasiły pisanki;
wysmarowano im całe drzwi i próg zachlapano plugastwem. Resztę żuru
uroczyście grzebano pod płotem. Zdarzały się również przypadki odwetu na
śledziach. Młodzież wieszała śledzie na drzewie.
Wreszcie
wszyscy szli do święcenia. W koszu musiały być: chleba albo jego
świąteczna odmiana paska, sól, pisanki, szynka, kiełbasa, chrzan, masło,
ser, lukrowana baba, kołacze, strucle, mazurki. Ilość i rodzaj jedzenia
zależało od zamożności gospodarzy. Wszystko było pięknie ułożone na
białym lnianym płótnie i przybrane zielonym bukszpanem, barwinkiem,
baziami, leszczyną.
Ksiądz półgłosem odmawiał modlitwę, później
kropidłem czynił znak krzyża. Krople wody wsiąkały w chleby, spływały po
skorupkach jajek. To dobrze. Kościół pobłogosławił to, co niezbędne
ciału - pożywienie, by poszło ludziom na zdrowie i dało siły do modlitwy
i do pracy.
Święconkę odstawiano do jutra. Po rezurekcji domownicy rozpoczynali świąteczne śniadanie, dzieląc się tym, co poświęcone.
W
Wielką Sobotę świecono również ogień i wodę. Najpierw trzeba było
wygasić stare skry w piecach, piecykach, pod kuchniami. Uważano, że
ogień podtrzymywany w domu przez cały rok nie jest czysty, niewinny, bo
był świadkiem kłótni, awantur, a nawet bijatyk. Należało rozpalić go z
nowego, czystego źródła - od paschału. Do przenoszenia nowego świętego
ognia nadawały się tylko smolna szczapka albo świeczka z czystego wosku.
We
wszystkich chałupach wszystko było święte i nowe: ogień i woda,
pobielane ściany i jadło, serca ludzkie obmyte wielkopostną pokutą.
źródło: E. Ferenc, Polskie tradycje świąteczne, Wydawnictwo Święty Wojciech, Poznań 2010, ISBN 978 83 7516 257 8, s. 162-163.